Ludzie mają zaskakująco rozwiniętą zdolność do słyszenia w wodzie. Skąd się wzięła?

Nie sposób ukryć zdziwienie na wieść o tym, że człowiek jest w stanie słyszeć pod wodą lepiej niż… foka. Takie wnioski wyciągnęli autorzy badań opublikowanych na łamach Hearing Research.
Ludzie mają zaskakująco rozwiniętą zdolność do słyszenia w wodzie. Skąd się wzięła?

Ssaki początkowo występowały wyłącznie na lądzie, jednak w pewnym momencie coś skłoniło je do powrotu do macierzy. Idealnym tego przykładem są foki, które – choć zdolne do przetrwania na powierzchni – spędzają czas również pod wodą, gdzie mogą zdobywać pożywienie. O ile fakt, że ssaki, które pozostały na lądzie słyszą w takich warunkach lepiej niż pod wodą nie jest szczególnie zaskakujący, tak inne wnioski płynące z nowych badań w tej sprawie mogą zadziwiać.

Ludzie i foki, czyli powrót do korzeni

Na czele zespołu badawczego stanął Jakob Christensen-Dalsgaard z Uniwersytetu Południowej Danii. Wraz ze współpracownikami postanowił on sprawdzić możliwości słuchowe ludzi, zestawiając je z innymi ssakami. W eksperymencie wzięło udział 7 osób. Okazało się, że uczestnicy nadspodziewanie dobrze radzili sobie ze słyszeniem dźwięków pod wodą, dorównując, a nawet przewyższając w tym względzie kormorany czy foki.

Naukowcy doszli do wniosku, iż dolna granica słyszalności, czyli poziom dźwięku, poniżej którego ucho człowieka nie słyszy niczego, jest o 26 dB niższy niż sądzono na podstawie wcześniejszych badań. Ich autorzy sugerowali, że ludzkie ucho pod wodą funkcjonuje w oparciu o tzw. przewodnictwo kostne. W takim wypadku fale dźwiękowe miałyby wprowadzać czaszkę w wibracje. Christensen-Dalsgaard i jego współpracownicy wykazali, iż rezonans w zamkniętym powietrzu w uchu środkowym wzmacnia dźwięk i czyni ucho bardziej wrażliwym. Podobne obserwacje poczyniono w przypadku kormoranów, żółwi czy żab.

Oczywiście gdyby porównać faktyczną zdolność do odbierania dźwięków pod wodą, wliczając w to określanie ich źródła, to ludzie najprawdopodobniej nie mieliby z fokami żadnych szans. Zmysł słuchu nie opiera się bowiem wyłącznie na zdolności do odbierania dźwięków, ale również orientacji co do ich pochodzenia. W takim przypadku człowiek pod wodą często musi funkcjonować “po omacku”.

Funkcjonowanie na lądzie jest dla nas zdecydowanie łatwiejsze

Zupełnie inaczej sytuacja wygląda na lądzie. W takich warunkach jesteśmy w stanie określić kierunek dźwięku z dokładnością co do kilku stopni. Powtórzenie tej czynności pod wodą jest znacznie trudniejsze, a margines błędu wynosi nawet 90 stopni. Z czego wynika tak ogromna różnica? Jesteśmy po prostu przystosowani do reagowania na niewielkie różnice czasowe między uszami, które wynikają z prędkości rozprzestrzeniania się dźwięku w powietrzu. W wodzie rozchodzi się on czterokrotnie wolniej, co z kolei rzutuje na różnice czasowe. Pokazuje to, iż miliony lat ewolucji przystosowały nas do funkcjonowania na lądzie, a nie pod wodą.